WYSPIARZ niebieski
Jedyny tygodnik ukazujący się w Świnoujściu, Międzyzdrojach i Wolinie

10.10.2012 7:03

Andrzej Zieliński (streetworker) o sobie samym

Nie mam ściśle sprecyzowanego dnia pracy. To nie jest praca objęta ścisłym harmonogramem godzinowym. Od sześciu lat na terenie naszego miasta docieram do ludzi bezdomnych aby z nimi nawiązać jakiś kontakt. Trzeba posłuchać tego, co oni mają do opowiedzenia. Trzeba umieć słuchać. Trzeba poznać przyczynę bezdomności, czy alkoholizmu danej osoby. Nikt przecież od urodzenia nie jest skazany na alkoholizm. Ja bazuję na własnym doświadczeniu. Mnie też kiedyś się wydawało, że mogę kontrolować siebie.

A zaczęło się to tak jakby normalnie.

Kilka kieliszków wypitych w towarzystwie, to przecież nic zdrożnego. To jeszcze nie był brak kontroli nad tym, co robię. Zaczynało się od jednej lampki wina, potem drugiej, a w rezultacie kończyło się całą butelką. Potem, jakoś niezauważalnie wówczas dla mnie, zaczynałem tracić kontrolę nad ilością wypitego alkoholu. Z tego powodu straciłem pracę, potem mieszkanie. Wiele lat temu, zanim przyjechałem do Świnoujścia mieszkałem we Wrocławiu. Tam pracowałem w odlewni, potem w gastronomii – jestem z zawodu kucharzem. I nie to było przyczyną sięgania po alkohol, a raczej chęć życia towarzyskiego. W towarzystwie sięgałem po alkohol coraz częściej. No i doszło do tego, do czego dojść musiało. Nie panowałem już nad sobą na tyle, że nie umiałem pracować bez alkoholu. Przestałem być w pracy systematyczny, stanęło na tym, że końcu nie miałem siły iść do pracy. Wewnętrznie podporządkowałem się alkoholowi. A kiedy nie miałem pieniędzy, to spotkanych znajomych naciągałem na postawienie choćby piwa. Pojawiły się nawet narkotyki. Stanęło na tym, że nie zależało mi już na niczym, a tylko na tym, żeby się napić. Ręce mi się trzęsły. Nie panowałem nad niczym. W końcu przepiłem i przehulałem wszystko. Zabrakło mi pieniędzy na mieszkanie... A dzieci były małe. Młodsza miała zaledwie osiem miesięcy...

Zawsze zdawało mi się, że mam przyjaciół. Poszedłem więc do nich żeby pożyczyć kasę na mieszkanie. Powiedzieli krótko: nie. Pomocy nie udzieliła mi nawet moja siostra u której chciałem, żeby zatrzymały się dzieci. Dzisiaj ją rozumiem. Miała rację.

Wówczas uchwyciłem się myśli, żeby wyjechać z Wrocławia do... Świnoujścia. Kiedyś tu byłem i wiedziałem, że w sezonie można nieźle zarobić. To była jakaś szansa. Spakowaliśmy dwie torby głównie z rzeczami dla dzieci, resztę zostawiliśmy we Wrocławiu.

 

Szesnaście lat temu, bez widoków na cokolwiek wsiedliśmy z dziećmi do pociągu...

Był sezon. Zainstalowaliśmy się na polu namiotowym. Pracowałem dorywczo. Ale w skończyły się pieniądze. Zamieszkaliśmy więc na wydmach. Tam też do czasu. Listopad. Zimno. Namiot zaczął przeciekać. Pracy nie było. Przenieśliśmy się do bunkra, gdzie mieszkali inni bezdomni. Tam mieszkaliśmy do połowy grudnia. Pewnego dnia odwiedzili nas w bunkrze młodzi ludzie ze Świnoujścia. Po jakimś czasie zaprosili nas do swojego domu. Co jakiś czas nas odwiedzali, pomagali jak mogli. Po jednej z wizyt zostawili nam... pismo święte. I ja, w nocy, przy świeczkach zacząłem je czytać. I wtedy coś pękło w moim sercu.

Więcej w papierowym wydaniu gazety.

foto: rzecznik prezydenta R. Karelus


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.

Tygodnik "WYSPIARZ niebieski"
Świnoujście  •  ul. Armii Krajowej 12  •  Pasaż Centrum  •  I piętro, p. 109
Tel. +48 91 327 10 64  •  Tel./Fax +48 91 321 54 36

www.wyspiarzniebieski.pl