WYSPIARZ niebieski
Jedyny tygodnik ukazujący się w Świnoujściu, Międzyzdrojach i Wolinie

20.01.2011 7:30

MORSEM BYĆ

Ewa BUGAJNA (na zdjęciu) od sześciu lat bez mała zażywa zimowych morskich kąpieli, wśród pływającej kry i nie tylko. Brrr ... Takich ludzi jak Ewa w naszym mieście jest więcej. To pomysł na życie czy spełnienie marzeń?

Wyspiarz niebieski: „Morsy” pojawiły się w Świnoujściu kilkanaście lat temu. Potem zrobiło się cicho na ten temat. Czy obecne „morsy” to kontynuacja?

Ewa Bugajna: Nie wiem. Ja sama jeszcze tak stosunkowo niedawno niewiele wiedziałam na ten temat. Ale było to moje marzenie.

W.n.: Jak można marzyć o kąpieli w lodowatej wodzie?

E.B.: Kiedyś w telewizji widziałam reportaż na ten temat. Pokazywano starszego pana, który kąpał się w przerębli. Na temat pasji swojego męża wypowiadała się jego małżonka i to mi tak utkwiło w pamięci. Nie bardzo mogłam sobie uświadomić, jak to jest, czy to w ogóle jest możliwe, że można sobie ot tak wejść do lodowatej wody i jeszcze mieć z tego jakąś przyjemność i mówić o tym w samych superlatywach. Myślałam tak, jak większość ludzi, którzy dopiero się o tym dowiadują. I to mi nie dawało spokoju. Trwało to dosyć długo, zanim pierwszy raz odważyłam się wejść do wody. Długo się bałam. Nie wiedziałam, jak zareaguje mój organizm. W końcu postanowiłam: dosyć dojrzewania.

W.n.: A jak dojrzałam, to...

E.B.: To było w listopadzie, sześć lat temu. Pojechaliśmy z mężem rowerami na plażę po niemieckiej stronie. Byłam psychicznie przygotowana do tego wydarzenia. Wzięłam ręcznik, termos z gorącą herbatą. A adrenalinę miałam taką, jak wtedy, kiedy pierwszy raz poszłam do dentysty. Mimo wszystko bałam się. Bałtyk wydawał mi się siny, złowrogi, z jakąś tajemnicą. Na plaży leżał już śnieg. Rozebrałam się do kostiumu. Pierwsze moje kroki w wodzie były bardzo niepewne. W nogach było zupełnie inne odczucie, którego nie znałam. Sprawdzałam siebie i swoją reakcje. Wówczas nie zanurzyłam się w wodzie. Takie było takie moje przywitanie się z moją nową pasją. Był to dla mnie bardzo ważny moment. Kiedy wyszłam z wody poczułam się jakbym zdobyła Mont Everest. Wtedy popłakałam się, bo udało mi się pokonać samą siebie, jakąś moją psychiczną barierę. Bo problem tkwi tylko w psychice człowieka. Od tamtego czasu kąpiele były co tydzień.

 

W.n.: Morsy, to nie tylko sposób na..., ale to wręcz cały ruch...

E.B.: Dowiedziałam się, że są zloty morsów w Mielnie. No to pojechałam. Pozostawiło to na mnie i na mężu niezapomniane wrażenie. I tak zaliczyliśmy drugi zlot, trzeci... W tym roku będzie to już ósmy, międzynarodowy. Kiedy tam zobaczyłam, że tych ludzi jest tak dużo, że są zrzeszeni, że mają swoje kluby, swoje autokary, koszulki z logo, swoje strony internetowe, to sobie pomyślałam tak: Świnoujście ma niesamowite warunki żeby taki ekstremalny sport uprawiać. I trochę pomógł mi przypadek. Na jakimś spotkaniu z twórcą spotkałam Mariana Grela. Okazało się, że on też jest entuzjastą zimowych kąpieli. Potem już jakoś poszło. Marian wymyślił dla nas nazwę – MORŚWINY. Teraz jest nas więcej: Roman Maserak (fotoreporter, sympatyk), Marian Grel, Tamara Szczepańska, Agnieszka Drzewiecka, Dorota Jasiecka, Przemek Jasiecki, Piotrek Pospieszny i ja z mężem Zbyszkiem (w tym sześć kąpiących się). Zaprzyjaźniliśmy się z morsami szczecińskimi (łącznie jest ich w Szczecinie ponad setka) i się nawzajem „odwiedzamy”. W tym roku wspólnie graliśmy z Wielka Orkiestrą Świątecznej Pomocy w Świnoujściu.

Pełen tekst wywiadu w aktualnym papierowym wydaniu „Wyspiarza niebieskiego”

 

Rozmawiała: Ula Kapusta, foto: KMN


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.

Tygodnik "WYSPIARZ niebieski"
Świnoujście  •  ul. Armii Krajowej 12  •  Pasaż Centrum  •  I piętro, p. 109
Tel. +48 91 327 10 64  •  Tel./Fax +48 91 321 54 36

www.wyspiarzniebieski.pl