Wyspiarz niebieski: Kiedy uzewnętrzniły się Wasze talenty artystyczne? Czy to jakieś tradycje albo uzdolnienia rodzinne skłaniały do zajęcia się sztuką i czy wcześnie odkryliście w sobie tę potrzebę tworzenia?
Jacek Walczak: Rodzina z artystyczną duszą, smykałką to rodzina Ewy, bo to zarówno mama tworzy, jak i ojciec ciśla i stolarz, brat ze zdolnościami konstrukcyjnymi, który potrafi wszystko zrobić i gra na akordeonie.
Ewa Tomczak-Walczak : Ale u ciebie też przecież ojciec maluje i fotografuje....
J.W. : Tak z pewnością są przekazywane jakieś rodzinne geny. Taka żyłka do tworzenia i umiejętności manualne. To się nie bierze znikąd.
E T-W: Już w podstawówce z koleżankami robiłam konkursy na rysowanie. Wymyślałyśmy sobie przeróżne tematy i rysowałyśmy. Zawsze rysowałam i wiedziałam, że obojętnie czy skończę jakąś szkołę, czy też nie to i tak będę to robić.
J.W.: U mnie zaczęło się od przedszkola. Mam nawet do dzisiaj swoje rysunki z tego okresu. Pomijając taki głupi wiek od 12 do 14 lat to pod koniec podstawówki wróciłem do swojej pasji malowania z okrtesu przedszkola. Już w siódmej kjlasie przychodzili do nas do szkoły studenci z pedagogiki i pytali kim chciałbyś być. Ja zawsze odpowiadałem, że malarzem to dopytywali czy takim pokojowym... Nie takim, który maluje obrazy odpowiadałem. To się spełniło, bo w ósmej klasie już wiedziałem gdzie pójdę i trafiłem do Liceum Plastycznego w Kielcach , gdzie jednak przydzielono mnie zamniast na rysunek to na nieszczęście na kierunek meblarstwa. Nie bardzo mnie to interesowało, ale i tak w czwartej klasie tej szkoły to już wszyscy uznawali się za wielkich artystów.
E.W. : Po szkole podstawowej ja poszłam do Liceum Plastycznego w Nałęczowie. Mama mnie tam zawiozła, gdyż sama też kiedyś marzyła o szkole artystycznej, ale dziadek postanowił niestety inaczej. Jak się mama dowiedziałe, że chcę jednak malować to natychmiast to zaakceptowała. Pojechała ze mna na kilkudniowe egzaminy, a wczesniej przygotowywała mnie do egzaminu. Ustawiała martwe natury w domu, jakieś tam garnuszkli, dzbanuszki, tkaniny i rysowałam.
Wn: Po skończeniu szkół plastycznych rozpoczeliście studia artystyczne w Gdańsku i tam się poznaliście?
J.W. : Od pierwszego do piątego roku wspólnie studiowaliśmy będąc praktycznie w tych samych pracowniach. W pierwszej z przydziału byliśmy przez dwa lata, a później wybierano już sobie samemu w pełni świadomie pracownie tak zwane dyplomowe i znowu byliśmy razem. Trafiliśmy do tego samego profesora Włodzimierza Łajminga. Spędziliśmy w tej pracowni trzy lata i oboje robiliśmy tam dyplom.
E T.-W. Ja robiłam dyplom z malarstwa, a Jacek z grafiki .
J.W. : Z grafiki, pomimo tego, że przez cztery lata studiowałem malarstwo. Jednak cały 5 rok poświęciłem na elementy graficzne. Gdzieś przeczytałem o pewnej technice o której miałem blade pojęcie, ale zacząłem też sam eksperymentować z wykorzystaniem materiałów, z podpalaniem, podsypywaniem wiórków, odciskaniem różnego rodzaju materiałów. To już była taka moja kombinacja.
Więcej w papierowym wydaniu gazety.
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów bez zgody redakcji zabronione.
www.wyspiarzniebieski.pl