05.02.2016 7:55

Być albo nie być

Hamletowskie pytanie - być albo nie być, doskonale odzwierciedla aktualną sytuację świnoujskiego szpitala. Wszelkie programy naprawcze nie mają już racji bytu. Więcej ograniczyć finansów na utrzymanie szpitala też się nie da. Utrzymanie szpitala, na odpowiednim poziomie, przy takim finansowaniu, jakie jest obecnie, jest niemożliwe. Narodowy Fundusz Zdrowia natomiast umywa ręce, pozostawiając problem samorządowi Świnoujścia.

Sytuacja kontraktowania usług medycznych z NFZ na 2016 rok wygląda bardzo źle. Zasady kontraktowania na ten rok określa minister zdrowia. Zgodnie z nimi NFZ proponuje kontrakt półroczny, czyli tylko do końca czerwca. Jest on na poziomie parametrów jakie obowiązywały szpital w styczniu 2015 r. Nawet jeżeli w trakcie ubiegłego roku poziom ten został powiększony w tej chwili wszystkie powiększenia zostały anulowanie.

- Generalnie wychodzi na to, że NFZ finansuje dwie trzecie kosztów szpitala. Tylko dwie trzecie. Mamy w tym roku 22 mln zł spodziewanych kosztów. NFZ zaproponował kontrakt w skali roku 14 mln zł. Na pół roku mamy trochę ponad 6 mln zł. Koszty na ten czas to 11 mln zł - mówi prezes szpitala Jacek Piętniewicz.

Kto ma sfinansować resztę kosztów. Czy samorząd? Jak mówi J. Piętniewicz nie jest to takie oczywiste. Samorząd nie ma obowiązku finansowania usług medycznych. Może sfinansować zakup sprzętu, przeprowadzić remont placówki. Nie może inwestować w świadczenia osób ubezpieczonych. Mówi się, że służba zdrowia finansowana jest przez państwo w 100%, ale jak się okazuje nie jest to tak do końca.

- Społeczeństwo Świnoujścia ma ciągle pretensje, że w szpitalu nie robi się tego, czy tamtego np. nie odwozi się dzieci do Szczecina. Wszyscy chcemy, żeby ten szpital normalnie funkcjonował, natomiast są braki w podstawowym finansowaniu. Okazuje się, że najsłabsze ogniwo w systemie służby zdrowia, to szpitale powiatowe. To im obcina się finansowanie. Cel takiej polityki wydaje się jasny. Mówi się o tym, że szpitali powiatowych jest w Polsce za dużo. Są one umieszczone co 20-30 km. Ta sieć szpitali powstawała w tym okresie, kiedy do szpitala jechało się furmanką. Musiały być tak gęsto rozmieszczone. Dzisiaj np. z Pyrzyc do Zdunowa jedzie się 15 min. Z Barlinka, czy Dębna do Gorzowa jest też 15 minut. Z drugiej strony każda społeczność gminna, czy powiatowa chce mieć swój szpital. Chce mieć jak najbliżej do lekarza. Nie wyobrażam sobie zlikwidowania szpitala w Świnoujściu np. z powodu małej populacji i podróży pacjentów do Goleniowa, Gryfic, czy Szczecina. Mieszkańcy bardzo źle by się czuli. Taka może być jednak przyszłość powiatowych szpitali. Mówi się o tym, że ma powstać sieć szpitali. Trafią do niej niektóre. Pozostałe pozostaną poza siecią. System państwowy ma finansować tylko szpitale sieciowe. Pozostałe, jeżeli samorządy będą chciały je utrzymać, to niech sobie je utrzymują np. komercyjnie. Pod tym względem nie wiadomo co będzie. Trochę się obawiamy, że żaden polityk nie powie otwarcie o tej sytuacji. Który szpital nie wytrzyma to padnie. Świnoujście ma tą specyfikę, że wszędzie daleko. I jeszcze po drodze jest prom. My nie mamy najbliższych szpitali po lewej i po prawej stronie w odległości 20 km, gdzie w 15 minut jesteśmy w szpitalu. Poza sezonem jedziemy godzinę, jak dobrze pójdzie z promem, a w sezonie do Szczecina potrafi być i trzy godziny. Natomiast norma europejska obowiązująca w Polsce mówi, że czas dojazdu karetki do szpitala musi wynieść nie więcej niż 20 min. Wynika z tego, że szpital w Świnoujściu powinien znaleźć się w tej sieci. Prawdą natomiast jest, że populacja przywiązana do tego szpitala jest za mała na jego utrzymanie. Żaden szpital funkcjonujący w takiej populacji się nie utrzyma. Np. Goleniów nie ma strat, ale ma dwa razy taką populację jak Świnoujście - mówi prezes szpitala.

Więcej w papierowym wydaniu gazety.